środa, 9 stycznia 2013

Czas na zabawę.

Chłopak wraz ze swoją niedawno poznaną dziewczyną postanowili przejść się po okolicznym lesie. Po kilku godzinach wędrówki, zboczyli ze ścieżki i zgubili się. Szli wąską , po jej stanie wywnioskowali, rzadko uczęszczaną drogą. Po chwili wędrówki minęli jakiś ceglany mur

i przed nimi okazał się wielki, stary zniszczony budynek. 
                                             


Szli przez zarośnięty dziedziniec w stronę frontowego wejścia, w między czasie oglądając widoczną ścianę budynku. Złuszczona od starości farba, powybijane szyby, framugi okien zabite deskami, gdzieniegdzie wspinały się pnącza. Budowla musiała być opuszczona od dawna.
-No i jak? Wejdziemy do środka czy się boisz? - Chłopak z uśmiechem patrzył na dziewczynę.
 -No nie wiem , nie podoba mi się to zbytnio,
-Nie masz się czego bać, jestem przy tobie, obronie cię
-Dobrze.
 Dziewczyna dalej patrzyła po froncie zamku, wzdrygnęła się kiedy zobaczyła jakąś postać w jednym z niezabitych okien na poddaszu. Rozejrzała się, jej chłopak był już prawie przy drzwiach.
-Długo mam jeszcze na ciebie czekać?
-Idę ,już idę.
Podbiegła do niego i spróbowali otworzyć wrota. Drzwi nie chciały się otworzyć, chłopak wziął rozbieg i z całym impetem wleciał do środka. Podniosła się chmura kurzu. Wstał, rozejrzał się. Główny hol, stare drewniane podniszczone panele na podłodze, na ścianach gdzieniegdzie ostały się plamy zielonej farby. Na suficie wisiały stare świeczniki. Zniecierpliwiona dziewczyna, cały czas czekała na zewnątrz. W końcu zobaczyła swojego chłopaka.
-Chodź! Jest bezpiecznie. - Złapali się za dłonie i skierowali się w stronę wejścia. Po przekroczeniu progu, z sufitu nad nimi oderwał się spory fragment i spadając zasłonił  drzwi, omal nie przygniatając ich samych.  Drogi powrotnej już zbytnio nie było, więc poszli dalej holem. Hol przy końcu rozwidlał się na lewo i prawo, oboje zdecydowali się pójść w lewo. Po wejściu do korytarza, za nimi z impetem spadła metalowa płyta odcinająca możliwość drogi odwrotnej . Dziewczyna wystraszona wtuliła się w chłopaka. Korytarz był ciemny, przez szczeliny w zabitych deskami oknach wpadało bardzo mało światła, przez co nie było praktycznie nic widać.  Po prawej stronie korytarza był rząd stalowych drzwi z małymi oknami
-Zupełnie jak w jakimś więzieniu albo oddziale psychiatrycznym..
 Szli wzdłuż ściany z oknami, ciągle patrząc się za siebie. Korytarz skręcał w prawo i schodami prowadził na kolejne piętro. Korytarz nieustannie ciągnął się z mnóstwem drzwi. Rozglądając się na boki na ścianie zobaczyli niewyraźny napis "Uciekajcie!!" napisany  krwią..
-Co to ma znaczyć, chyba ktoś sobie żartuje.
-A co jeśli to jest ostrzeżenie ? Może tutaj naprawdę dzieje się coś niedobrego?
-Mam nadzieje ,że nie..
Coraz bardziej przestraszeni przyspieszyli kroku, gdy zarwała się pod nimi podłoga. Wpadli do szybu i wylądowali w piwnicy.
-Nic ci nie jest ?!
-Tak , jestem cała, poobijana ,ale cała.
Rozejrzeli się po pomieszczeniu. Ceglane ściany zarośnięte mchem i jakimś grzybem, porozrzucane deski, pourywane rury wystające z sufitu i jedne drewniane drzwi. Na podłodze zauważyli parę latarek. Sprawdzali po kolei i jak na złość żadna nie chciała działać. W końcu jedna ostatnia, zapaliła się słabym ,bladym swiatełkiem. Otworzyli drzwi . Przed nimi pokazał się wąski korytarzyk zastawiony praktycznie na całej szerokości starymi,zakrwawionymi łóżkami szpitalnymi. Idąc cały czas , usłyszeli jakiś szmer. Odwrócili się i  i po suficie nad nimi coś przepełzło ,coś co wyglądało jak połówka człowieka i zostawiła za sobą krwawy ślad. Dziewczyna z płaczem przytuliła się do roztrzęsionego chłopaka który za nic nie wiedział co to było. Czyżby zwidy? Niczego nie można wykluczyć , szli dalej ceglanym korytarzem, po bokach było pełno rur, w końcu doszli do drewnianych drzwi z małym szklanym okienkiem, chłopak próbował je otworzyć ale niestety były zamknięte, już mieli zawracać gdy coś z impetem uderzyło w drzwi ,jednocześnie je wyłamując. Jakiś gruby , zakrwawiony , nagi.. Facet bez skóry na twarzy zaczął biec w ich stronę, zaczęli mu uciekać, wrócili do pokoju w którym spadli, chłopak zauważył siekierę za beczką, szybko ją podniósł i odrąbał facetowi głowę. Fontanna krwi zalała całą ścianę i ich oboje, dziewczyna patrzyła na swojego chłopaka z przerażeniem, chłopak bez zastanowienia wziął ją za rękę i zaczął biec, przebiegli przez wyłamane drzwi , na ścianach za drzwiami były ślady zakrwawionych rąk , wbiegli po schodach i wyszli na wielki dziedziniec , można by powiedzieć że jest przepiękny.. Gdyby tylko nie te porozrzucane ciała.."Co to do cholery jest?!"- pomyślał chłopak, dziewczyna bez żadnego słowa, cały czas się w niego wtulała. Przystanęli na chwile, ocenili sytuację ,nie było za dobrze, na około ani jednej żywej duszy ,ale jednak było słychać jakieś jęki i krzyki. Przebiegli przez cały dziedziniec, parę ciał za nimi poruszyło się, odwrócili się za nimi szlo paru zombie? Tak , można ich tak nazwać, odwrócili się , zaczęli wbiegać po schodach, już mieli otwierać drzwi gdy nagle z impetem otworzyło je coś w stroju zakrwawionej pielęgniarki, obydwoje wylądowali na dziedzińcu za sobą, chłopakowi z ręki wypadła siekiera , szybko wstał i po nią pobieg, dziewczyna obolała, leżała bez ruchu i tylko patrzyła jak jej chłopak walczy z pielęgniarką zombie. Pierwszy cios przepołowił jej głowę na pół, ale ta dalej uparcie próbowała go zabić, po kolei odrąbywał jej ramiona, i podciął nogę, pielęgniarka przewróciła się i dostała ostatni, nokautujący cios. Nagle dziewczyna zaczęła krzyczeć, chłopak odwrócił się, i zobaczył jak dziewczyna jest wleczona za dwoma zombie, ruszył za nią pędem, ona wciąż krzyczała, wyrywała się, na jego drodze pojawiło się parę kolejnych "nieumarłych". Jeden po drugim padali po odrąbaniu głów, jednak nie zdążył jej dogonić.. Leżała rozerwana w pół w kałuży swojej krwi.. Chłopak załamany padł na kolana, rozpłakał się, patrzył się w jej twarz wykrzywioną i wystraszoną na zawsze , jej pusty wzrok.. Tego było już dla niego zbyt wiele.. Pocałował ją ostatni raz, zamknął powieki, wstał, wytarł twarz, złapał za siekierę i ruszył dalej. Wszedł z powrotem po schodach i wrócił do budynku, drzwi zatrzasnęły się za nim, przestraszony odskoczył , i poślizgnął się na czyjejś odciętej ręce, siekiera wbiła się w panele obok jego twarzy ,wstał oszołomiony, wziął siekierę i  szedł dalej prostym korytarzem. cały korytarz wywieszony był starymi obrazami z jakimiś ludźmi, kiedy doszedł do drzwi stracił przytomność. Obudził się na początku tego samego korytarza , podniósł wzrok,i zobaczył przed sobą krwawe ślady ciągnięcia i ślady butów, wstał, obrazy też się zmieniły, z ust i oczy leciała im krew, a jego siekiera była wbita w drzwi na końcu korytarza, pobiegł  po nią i rozwalił drzwi do końca. Przed nim objawił się wielki, pusty, biały hol, pełny śladów krwi. Nagle popękały szyby, przez które wpadły dwie kolejne zombie-pielęgniarki. Złapał mocniej siekierę , rozpędził się i zaczęła się walka. Pielęgniarki rozdzieliły się i zaatakowały go od tyłu, ten obracając się z , odciął jednej głowę. Struga czarnej, lepkiej krwi opryskała go całego. Wytarł twarz, skoczył  i pociął na kawałki kolejną. Podbiegł do drzwi po drugiej stronie, rozwalił  je i przebiegł przez korytarz. Przystanął , w jego głowie ciągle coś powtarzało "patrzeeee na ciebięęę..".  Rozejrzał się spanikowany. Za nim było widać tylko odblask jakiś oczu .. Oczy zbliżały się coraz szybciej, cień odsłonił bladą ,trupią twarz..
-Nie uciekniesz miii!!! Już idę po ciebieeeee!!!

Pobiegł prosto przed siebie. Ale korytarz zdawał się nie mieć końca. Upiór był coraz bliżej, gonił go powoli ale skutecznie zmniejszając dystans, aż w pewnym momencie zbliżył się wystarczająco i pociągnął za nogę. Wywracają się ,upuścił broń i  z impetem walną o podłogę. Przestraszony , obrócił się , i zobaczył nad sobą bladą twarz nieżywego. Spojrzał upiorowi prosto w zakrwawione oczy.. Po chwili dokładnego przyjrzenia ,rozpoznał swoją dziewczynę. Nie wiedział co zrobić, przytłaczały go teraz wszystkie związane z nią wspomnienia. Ale to trwało chwile. Otrząsnął się, odszukał siekierę ,odciął jej rękę ,wstał .. I światła zgasły, walnął głową o wystający kawałek rury. Obudził się na łóżku w przenikliwie białym pokoju. W głowę miał powkręcane śruby, od jakiegoś stalowego stelażu. Każdy ruch powodował niewyobrażalny ból. Spojrzał na wprost i przed twarzą błysnęły mu dwa ostrza  i laser śledzący ruch jego gałek ocznych. Po chwili, podszedł do niego facet w równie białym fartuchu co pomieszczenie. -Zabiłeś moich ludzi, teraz sam zginiesz.
 I wbił ostrza w jego oczy. Wszędzie polała się krew.
 
I to koniec. Szpital pochłonął kolejną osobę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz